Oryginał listu od Fryderyka Chopina z Kowalewa do rodziny w Warszawie jest datowany na piątek, 6 lipca 1827 roku. List został napisany odręcznym, pochyłym pismem. Papier jest obecnie mocno pożółkły ze starości i gdzieniegdzie poplamiony. List to dwie karty, jedna pełni funkcję koperty. Widoczne są wyraźne zgięcia tam, gdzie kartki złożono w mały kwadrat, aby zakryć treść listu, zaadresować go po drugiej stronie i wysłać bez użycia koperty. Adresatem jest ojciec kompozytora. Jego imię i nazwisko, podane w języku francuskim: „Monsieur le Proffesseur Chopin, à Varsovie”, widnieje na odwrocie korespondencji. Dokoła danych adresowych zostały przystawione stemple i pokwitowania pocztowe. Treść listu została napisana w prostych, równoległych linijkach. Tekst wypełnia całą szerokość kartki. Niektóre słowa są przekreślone, a nagłówek, końcowe pozdrowienia i podpis zostały wyróżnione akapitami.
Najukochańsi Rodzice i wy, lube siostrylle. Gdy mi zdrowie służy jak jaki pies dressowany, a pana Zboińskiego żółte opuszczają oczki, gdy wyjeżdżamy do Płocka, szaleństwem by było, gdybym z mej strony nie miał o tym donieść. — Dziś więc w Płocku, jutro w Rościszewie, po pojutrze w Kikole, parę dni w Turznie, parę dni w Kozłowie i w moment w Gdańsku, i na powrót! Może mi kto powie: „widać, że się spieszy do domu, kiedy o nim wspomina”. Nie, nie, wcale nie, bardzo się Wasińdziej albo Waśka mylisz, bo ja to tylko napisałem dla wzbudzenia przyjemnego uczucia, jakiego zwykle przy przywitaniu doznajemy. — Kto by też tęsknił!… Ja wcale nie. To może jaki tam inny tęskni, ale nie ja!… — Z tym wszystkim nie ma listu z Warszawy; dziś w Płocku całą pocztę przewrócę, byle tam coś do mnie się znalazło. Jak też to tam w tej nowej stancji? Jak to tam już smażą się ku eksamenowi? Tytus wzdycha na wieś?… Pruszak toż samo?… Jak to tam pan Skarbek zjadł obiad, tego 3-go, co to ja miałem w projekcie, żeby z nim na wieś wyjechać?… Wszystkiego ciekawym jak Baba. Ależ cóż robić, nie dadzą psu mięsa, pies pości i cóż może więcej zrobić, jak pójść to tu, to tam i poszukać sobie żywności? Ja też po mięso jadę do Płocka, bo domyślam się, żeście Państwo nie wiedzieli, że ostatnia poczta w Lecie czeka. Teraz się znów zabierze na długie niepisanie! więc ja się turbować nie będę, bo trudno wiedzieć, gdzie mię szukać trzeba, ale co ja, regularnie, co krok nieledwie pisać będę i dam znać, dokąd adresować, żeby mi się dostało. — Ale ile pan Zboiński twierdzi, można pisać przez Toruń, S c h w e t z do Kozłowa, żebyśmy przyjechawszy już liścik zastali. Niezła myśl: spodziewam się, że zostanie adoptowana (dla Izabelki). — Chciałem Wam, siostrylle, walczyka mego posłać, ale nie mam czasu pisać, bo już wsiadamy; jest teraz rano, godzina 8-ma (bo my nigdy przed 7 nie wstajem). Powietrze świeże, słonko ślicznie świeci, ptaszki świergocą, strumyka nie ma, boby mruczał, ale za to jest staw i żaby prześlicznie śpiewają! — Ależ najzabawniejszy jest kos, co przed oknami awantury wyśpiewywa, a po kosie najmłodsza Kamilka Pana Zboińskiego, co jeszcze dwóch lat nie ma, polubiła mię i paplocze, że „Kagila pana koteć”. Jak ona mnie, tak ja bilion razy Papę i Mamę, Mamę i Papę koteć i szanować, i w nóżki, rączki całować;. Najprzywiązańszy F Chopin. Siostrylle buzi, buzi, buzi. Wszystkim, Tytusowi, Prus[zakowi], Bartoch., Jęd[rzejewiczowi] wszystko.