Bogaty jak młynarz ze Wschowy… tak kiedyś mówiono.
Wschowa już od czasów średniowiecza słynęła z dużej ilości wiatraków. Młynarze, obok sukienników, rzeźników, piekarzy, szewców i kowali, zaliczani byli do najbogatszych mieszkańców miasta. Najwięcej wiatraków wybudowano w północnej części Wschowy. Na dawnych panoramach miasta widać je wyraźnie.
W 1628 r., wśród licznych podatków płaconych przez mieszkańców Wschowy wymieniono także ten, który, w wysokości 5 florenów, uiszczać musieli na rzecz wiatraka miejskiego.
W latach 1659-1665 lustratorzy królewscy po raz pierwszy wskazali na istnienie „braterstwa” – „fraternitas młynarzów wiatraków wschowskich”. Pierwszy statut cechu młynarzy zatwierdzony został przez miasto 1 lutego 1683 r., ostatni przez Augusta III w Dreźnie 9 sierpnia 1751 r. Cech młynarzy wschowskich był wówczas jednym z 31 działających w mieście. W opisie przejazdu Augusta II przez miasto w 1699 roku pisano, że wśród wiwatujących na cześć króla było około stu młynarzy z chorągwiami. Każdy młynarz mógł mieć tylko jeden młyn – stąd wiemy, że było w tym czasie we Wschowie około 100 wiatraków.
Tłok pieczętny cechu młynarzy we Wschowie z 1729 r. można oglądać na ekspozycji stałej w Muzeum Ziemi Wschowskiej przy pl. Farnym 3. Jest tam też stanowisko multimedialne „Wiatrak”, które opowiada historię wschowskiego młynarstwa i nie tylko. Są tam też legendy o wschowskich wiatrakach i podania ludowe.
Wielkie skrzydła wiatraka, dźwięki, które wydawały w czasie pracy, a także nierozumiany przez „zwykłych zjadaczy chleba” mechanizm działania młyna – to wszystko powodowało, że młynarz często posądzany był o czary. Powszechne były opowieści o młynarzach, którzy potrafili kierować wiatrem. Czy to znali oni specjalne zaklęcia czy zaprzedali duszę diabłu, który nakazywał płanetnikom, latawcom lub innym demonom powietrznym poruszać wiatrakiem – w przekonaniu ludu musiała być w tym ingerencja nadprzyrodzonej siły.
Legenda o wschowskich wiatrakach
Starsi ludzie opowiadają, że niegdyś istniało w okolicy Wschowy sto wiatraków. Pewnego razu do jednego właściciela młyna przyszedł żebrak i prosił go o kromkę chleba i nocleg, ale młynarz nic mu nie dał, tylko wyrzucił go na zewnątrz, a w dodatku poszczuł psami. Po opuszczeniu młyna biedak spotkał staruszkę, która opowiadała potem wszystkim, że rzucił on na młynarzy klątwę.
Następnego dnia spłonęły dwa wiatraki. Zaczęto podejrzewać żebraka, aresztowano go i osadzono w więzieniu. Mimo to, w kolejnych dniach spłonęło jeszcze kilka wiatraków. Młynarze nie poddawali się i budowali nowe. Jednak, gdy zaczynali stawiać setny, płonął inny wiatrak i tym sposobem nigdy nie mogli przekroczyć magicznej liczby stu wiatraków.
Wreszcie właściciele młynów uznali to za wyrok boski i stwierdzili, że Bóg każe ich za to, że jeden z nich nie wspomógł biedaka.