Instalację Rafała Bujnowskiego tworzy pięć dużych obrazów różnej wielkości. Stoją na posadzce oparte o ścianę, jeden obok drugiego. Przedstawiają fragmenty betonowej elewacji niewykończonego budynku. Przypominają ciężkie betonowe płyty czekające na wykorzystanie w czasie budowy.
Pojedyncze obrazy przedstawiają kolejne kadry, jakby zbliżenia na fragmenty budynku. Wszystkie ukazane zostały od dołu, pod kątem. Zaglądając w okna, we wnętrzach można dostrzec jedynie sufity i górne części ścian.
Pierwszy obraz to prostokąt mierzący 180 cm wysokości i 130 cm szerokości. Lewą połowę wypełnia jasna połać zewnętrznej elewacji. Po prawej nie zamontowano jeszcze betonowych płyt zewnętrznych, odsłonięte są ciemne wnętrza dwóch kolejnych pięter. Na każdym piętrze, we wnętrzu znajduje się okno. Okna jaśnieją, ale nie wpuszczają światła do środka.
Kolejne płótno jest nieco wyższe. Ukazuje podobny widok, ale wnętrza pozbawione są okien.
Trzecie płótno, niższe, to zbliżenie na jeden z otworów okiennych, umieszczony po środku kadru. Na elewacji, pod i nad oknem, biegną poziome czarne linie. Imitują szczeliny między płytami, z których zmontowano budynek i podkreślają jego niewykończenie.
Kolejne płótno to kwadrat o boku 160 cm. Przedstawia narożnik budynku pozbawiony ścian. Na belce nośnej, po lewej stronie, wznoszą się dwa kolejne piętra. Konstrukcja przypomina widziany od dołu regał z półkami. Pomiędzy piętrami prześwituje białe tło.
Ostatni, wysoki prostokątny obraz, przedstawia elewację zewnętrzną z dwoma oknami, umieszczonymi jedno pod drugim, na lewo od środka kompozycji.
Obrazy fascynują malarską iluzją, namacalną chropowatością osiągniętą za pomocą oszczędnych środków. Artysta korzystał jedynie z czarnej farby – mieszając ją w różnych proporcjach z rozpuszczalnikiem uzyskał kilka odcieni szarości. Najjaśniejsze są elewacje zewnętrzne. Silnie rozcieńczona farba została nałożona cienką warstwą, spod której przebija faktura płótna. Zasychając, spływała, tworząc zacieki. Na całej powierzchni pojawiają się też grudki i zanieczyszczenia, bowiem pigment został niedokładnie rozmieszany z rozpuszczalnikiem. Te uchwytne z bliska niedoskonałości, przy lekkim oddaleniu idealnie imitują budowlany materiał. Części zacienione, wykroje okien, są ciemnoszare, zaś wnętrza budynku zupełnie czarne. We wnętrzach farba została nałożona grubą warstwą, równoległymi pociągnięciami szerokiego pędzla. Intensywna czerń jest jednolita, zdaje się pochłaniać całe światło. Przejścia między płaszczyznami, na przykład ścianą a sufitem, zaznaczone zostały zmianą kierunku pociągnięć pędzla.
Przebijające zza okien niezróżnicowane białe tło można uznać za zachmurzone niebo, ale w zestawieniu z niedokończonym stanem budowli, budzi skojarzenia z przestrzenią bezczasu, w której w zawieszeniu tkwią deweloperskie projekty. Widok może odpychać – skorupy budowli, konstrukcje od nowości zamieniające się w ruiny, zieją pustką i nie zachęcają do zamieszkania. Obrazy opowiadają o powracającym kryzysie i niespełnionych marzeniach o własnym domu. Tytuł nadaje wielopiętrowcom ludzkie cechy – niewypełnione życiem straszą niczym puste oczodoły czaszki. Przypomina, że dom wymaga zagospodarowania przez człowieka. Praca dotyka jednego z pytań, wokół których budowana jest kolekcja Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie: jak modernizować przestrzeń i jakie miejsce zajmuje sztuka w procesie zmian społecznych?