NIE OBECNOŚĆ
– Maga Ćwieluch
Wnikliwe oglądanie fotografii staje się zawsze swego rodzaju śledztwem. Jeden oglądający będzie detektywem estetą. Inny detektywem historykiem, etnografem, socjologiem. Wrażliwość i wiedza wyznacza w tym śledztwie role i poziomy wnikliwości. Im większa baza wiedzy, tym oczywiście więcej możliwości świadomego odnotowania poszczególnych elementów, przyuważenia pewnych prawidłowości.

Najtrudniejsze śledztwa to te o nieobecności. Najtrudniejsze, bo nie zawsze nieobecność w ogóle da się zauważyć. Nie każdy brak jest odczuwalny. Czasem uświadomić to może zupełnie banalna sytuacja, jak okolicznościowa wystawa na ogrodzeniu siedziby firmy PKP Polskie Linie Kolejowe. Kolejarze, fetując kolejną rocznicę postanowili podzielić się swoją radością z przechodniami. Na jednym ze zdjęć nobliwi staruszkowie cierpliwie pozują fotografowi, mając świadomość, że w nagrodę przejdą do historii. Przechodzą do historii licznie, z marsowymi twarzami ludzi posiadających władzę i dokonania. A jednak czegoś im brakuje. Konkretnie drugiej połowy. Na zdjęciu nie ma ani jednej kobiety. Na uroczystość nie zaprosili nawet swoich małżonek, bo przecież to niemożliwe, żeby w tak licznym gronie byli sami kawalerowie. Ten brak zupełnie im więc nie przeszkadzał. Tak samo jak 100 lat później nadal nie przeszkadzał autorowi tej małej wystawy. Utrwalona w ten sposób nieobecność jest znakiem tamtych, ale i tych czasów. Zagadka na tym zdjęciu nie jest zbyt skomplikowana. Ale inspirująca. Przecież w listopadzie 2018 minęło 100 lat od nadania kobietom praw wyborczych w Polsce. Jak pisał Jurii Łotman –brak tekstu jest tekstem. Trzeba umieć tylko ten brak dostrzec. Brak, pustkę, nieobecność uświadamiamy sobie najczęściej poprzez ich negatyw – obecność.
Fakty

Są również kadry, w których nieobecność aż kłuje w oczy, bo to obrazy brutalnie zapisane w świadomości społecznej jako dokumentujące przestrzenie tragedii. Całe pokolenia Polaków wychowano na zdjęciach z wyzwolonych obozów koncentracyjnych.Żywe trupy, jak łopatologicznie dopowiadali redaktorzy podręczników do historii. Bardziej szkielety, niż ludzie z porażającą pustką w oczach. Uratowani, ale nigdy nie wyzwoleni, bo do końca życia naznaczeni traumą zagłady. Postaci z dramatu, którego nieodłącznymi atrybutami graficznymi były pasiaki i kolczaste druty.

Czy jednak same „dekoracje” mogą zagrać? Czy można odtworzyć dramat bez głównych bohaterów? Bez żadnych bohaterów? Oglądając fotografie z Auschwitz-Birkenau okazuje się, że można. Obóz koncentracyjny bez ludzi jest nie mniej straszny niż ten z ofiarami. Puste alejki wyznaczane płotami z drutów kolczastych ciągle przerażają, bo w naszych głowach następuje proces dopisywania brakujących „elementów”. W naszych głowach ten dramat ciągle trwa. Nieważne, czy znamy go np. tylko z cynicznych opisów Borowskiego. Wiemy, że oglądamy fabrykę śmierci. Miejsce do szybkiego, mechanicznego zabijania w myśl najwyższych standardów logistyki śmierci. Miejsce, które jego ojcu – opiekunowi Adolfowi Eichamannowi, przysparzało tyle trosk, bo nie był w stanie dowozić „towaru” na czas. Po prostu na wojnie brakowało pociągów.

Jest na tych zdjęciach coś więcej niż pustka. Są ślady, które tak umiejętnie wykorzystano później tworząc z Auschwitz muzeum. Ślady ludzkiej obecności. Stosy ludzkich butów, czy opuszczone baraki. Pustka. I jest to pustka niestety nie tylko fotograficzna, ale i ludzka.

Na zdjęciu Zofii Chomętowskiej z Warszawy z 1939 r. natomiast ludzi nie brakuje. Jest ich nawet zaskakująco dużo, biorąc pod uwagę inny brak. Brak miasta, którego widok powinien być tak naturalnym tłem tej sceny. Brak również Zamku Królewskiego, ale to już zadanie dla znawców topografii ruin, bo inaczej trudno się go domyślić. Brak miasta oznacza wiele innych braków. Gdzie ci ludzie mieszkali, gdzie chodzili po chleb? Czy w ogóle gdzieś można było chodzić po chleb?

Na innej fotografii Chomętowskiej z 1945 roku widać dwóch chłopców, którzy na warszawskich ruinach przebrani w poniemieckie hełmy odgrywają scenę morderczej walki. Zabawę mogą zdradzać różne elementy tego kadru, ale jest to przede wszystkim uśmiech leżącego chłopca. W pierwszym odczuciu wszystko to do siebie nie pasuje – bo ruiny i masy ludzi którzy tam zginęli oznaczać mogą jedynie smutek. Nieobecność, którą śledzimy też oczywista – nie ma miasta. I znowu smutek z powodu tej pustki. Skąd więc ta radość, zabawa? To zakończona wojna – nieobecność okupanta. Przewrotnie przy ogromnym przerażeniu ludzi, którzy wojenną masakrę przeżyli i prawdopodobnie przez wiele lat, jak nie całe życie, pozostawiali jeszcze w stanie traumy i poczuciu zagrożenia, pojawiła się w 1945 roku radość z powodu zakończenia masakry. Z powodu długo wyczekiwanej nieobecności agresora.